Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/263

Ta strona została przepisana.

— Miałem zaszczyt upraszać pana — ozwał się gniewnie do Waltera — ażebyś pan nigdy w rozmowie ze mną nie wspominał nazwiska młodszego Karkera.
— Przepraszam. Chciałem tylko powiedzieć... pan Karker myślał, że pan już wyszedł... jabym się nie ośmielił wejść, gdybym wiedział, że pan pracuje z panem Dombi. Oto listy, adresowane do pana Dombi.
— Bardzo dobrze — rzekł prokurzysta, wyrywając listy z rąk Waltera. — Wracaj pan, skąd przyszedłeś.
Ale przy tym grubiańskim wybryku nie dostrzegł, że jeden list wypadł pod nogi pana Dombi, który go też nie widział. Walter musiał wrócić, podniósł list i położył na biurze przed panem Dombi. Było to, jakby umyślnie, pismo pani Pipczyn, zaadresowane ręką Florci z raportem o Pawełku. Pan Dombi spojrzał na kopertę, potem dumnie i groźnie na Waltera w mniemaniu, że młodzieniec z rozmysłem ten list wśród innych wyróżnił.
— Możesz pan iść na swoje miejsce — rzekł ozięble.
Zgniótł list w ręce i nie otworzywszy, ukrył w kieszeni, badawczo śledząc kroki Waltera.
— Powiedziałeś pan, że nie masz kandydata na posadę w Indyach?
— Tak.
— Wyślijcie młodego Gey’a.