— Dobrze, doskonale. Nic właściwszego nie możnaby znaleźć.
Wziął pióro i zanotował decyzyę szefa: „wysłać młodego Gey’a“.
— Proszę go tu zawołać.
Pan Karker rzucił się ku drzwiom i za chwilę zjawił się z Walterem.
— Gey! — rzekł Dombi. Opróżniła się u nas posada we Wschodnich Indyach na Barbadosie. Mam zamiar posłać tam pana. Bądź pan gotów i racz zawiadomić wuja o tem zarządzeniu.
U Waltera zaparło oddech i ledwie mógł wybąkać: do Wschodnich Indyi!
— Ktoś musi przecież jechać. Jesteś pan młody, zdrów, a przytem wujowi nieświetnie się powodzi. Powiedz pan wujowi, że ja cię tam przeznaczyłem. Zresztą czas odjazdu za miesiąc lub dwa.
— Czy będę musiał tam zostać?
— Czy zostać? Co to znaczy? Co chce on przez to powiedzieć, Karker?
— To znaczy, czy będę musiał na stałe zamieszkać w Barbadosie.
— Rozumie się.
Walter ukłonił się.
— Rzecz skończona. Pan, Karkerze, objaśnisz mu w swoim czasie, jakie należy poczynić przygotowania, zapasy i tak dalej. Teraz niema co czekać.
Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/264
Ta strona została przepisana.