mnie znali i służyłem za wzór dla innych. Traktowano mnie życzliwie. Czas po części zgładził mą winę i teraz nikt dokładnie nie zna mych dziejów prócz trzech ludzi. Gdy dorośnie przyszły szef firmy, powiedzą mu o mnie, lecz kąt mój będzie już pusty. Daj Boże, żeby się to stało. Przeżyłem młodość swą, nie zaznawszy jej; zamiary i nadzieje spełzły. Niech cię Bóg błogosławi, Walterze. Bądź uczciwy sam i pilnuj, by inni, drodzy sercu twemu, uczciwi byli — a gdyby nie — zabij ich lepiej.
Walter trząsł się jak w febrze, słuchając tajemniczej mowy i łzy strumieniem lały się z oczu jego. Gdy podniósł głowę, Karker siedział niemy na swem biurowem miejscu, znękany żalem. Jął się pracy i trzeba było przerwać rozmowę. Myśląc o tem, co widział i słyszał tego ranka, zaledwie mógł wierzyć, że delegowano go do Wschodnich Indyi, że w krotce musi opuścić starego Salomona, kapitana Kuttla, żegnać się z Florcią, Pawełkiem, ze wszystkiem, co kochał, czego szukał, do czego dążył.
Nie był to sen atoli. Wieść już rozbiegła się po domu handlowym i gdy Walter siedział ze sercem smutnem, z męczącą troską, podpierając głowę rękami, posłaniec Percz tknął go łokciem, przeprosił i szepnął:
Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/272
Ta strona została przepisana.