Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/28

Ta strona została przepisana.

Lekarze spoglądali znacząco na siebie przez łoże. Akuszer schylił się i szepnął coś do ucha dziecka. Dziewczynka nie pojęła słów spojrzała zamarłym wzrokiem na doktora, lecz nie zmieniła pozycyi.
Doktor powtórzył swe słowa.
— Mamo! — odezwała się dziewczynka.
Znajomy ulubiony głos rozniecił promień świadomości w gasnącej duszy. Chora rozwarła powieki i lekki cień uśmiechu zajaśniał na jej wargach.
— Mamo! — wołało dziecko z głośnym płaczem. — O, moja droga, ukochana Mamo!
Doktor zlekka usunął sploty włosów dziewczynki od twarzy i ust matki. Jakże one cicho tam leżały! Jak słabe było ust tych tchnienie!
I biedna matka, mocno ująwszy wątłą gałązkę, w jej objęciu spoczywającą, popłynęła w dal na zimne tajemnicze morze, które burzliwą falą piętrzy się naokół całego świata.


II. rozdział zaznajomi nas ze środkami, mającymi uprzedzić zdarzenia, jakieby się mogły trafić nawet w poważnych rodzinach.

Ach, jakże się cieszę, że wszystko przebaczyłam tej biednej Fanni! Któżby mógł to