— Naprawdę?
— Niezawodnie. Tylko... jeżeli...
Przerwał i przez chwilę milczał. Szare oczy pani Pipczyn snuły się po jego twarzy.
— Jeżeli tylko dorosnę — dokończył.
Potem zaczął opowiadać o szczegółach balu, o zaproszeniu Florci, o tem, jak będą się zachwycali nią młodzi dżentlmeni, jak mu to będzie miło, i nareszcie, jak go kochają i jak go to cieszy. Opowiedział pani Pipczyn o swej analizie, o tem, że ma być dziwakiem, że wcale tego nie pojmuje i prosi usilnie, aby mu pani Pipczyn wyjaśniła, co to dziwak i dla czego on dziwak? Pani Pipczyn krótko i jasno zadecydowała, że wszystko to głupstwo, lecz Paweł nie zadowolił się tą odpowiedzią i wpił w nią takie badawcze spojrzenie, że musiała odwrócić się i odejść do okna.
Pewien skromny aptekarz i lekarz równocześnie nagle zjawił się w sypalni wraz z panią Pipczyn. Jak przyszli, po co przyszli i czy dawno przyszli — nie mógł sobie wytłómaczyć. Ujrzawszy ich przy łóżku, podnosił się i odpowiadał dokładnie na wszelkie pytania lekarza, którego nareszcie prosił na ucho, żeby nic nie wspominał Florci, bo niedługo będzie bal i ona zaproszona. Wogóle dużo z lekarzem rozmawiał i rozstał się w doskonałej zgodzie. Kiedy zamknął oczy, zdawało mu się, jak gdyby lekarz mówił, że w chłopczynie widoczny brak sił ży-
Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/285
Ta strona została przepisana.