Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/294

Ta strona została przepisana.

Doktor Blimber niebawem skłonił go do tańca z Florcią. Paweł podejrzewał, że dziki chłopiec nierad był z towarzystwa i gniewał się. Nikt nie chciał zająć jego miejsca na sofie między poduszkami, a młodzi dżentlmeni przy wejściu do sali wyraźnie wskazywali mu to miejsce. Dostrzegłszy, że młody Dombi z rozkoszą przygląda się tańczącej siostrze, ustawili się tak, że nikt mu jej widoku nie zasłaniał i mógł wodzić za nią oczami bez przeszkody. Wszyscy goście okazywali mu tyle względów, zbliżali się doń z zapytaniami, jak się czuje, czy go nie boli główka, czy się nie zmęczył? Paweł z duszy dziękował i rozsiadłszy się na kanapie razem z panią Blimber i ledi Skettls, czuł się szczęśliwym, zwłaszcza że Florcia po każdym tańcu siadała obok i rozmawiała z nim.
Onaby z radością wcale nie tańczyła, byle wieczór spędzić koło Pawełka, lecz on chciał, żeby tańczyła, bo mu to sprawia przyjemność. Mówił prawdę; serce mu radośnie skakało, twarzyczka płonęła, gdy widział, że wszyscy zachwycają się Florcią.
Obłożony poduszkami na swem wysokiem siedzeniu widział i słyszał wszystko, co się działo, jak gdyby cały bal urządzono dla jego rozrywki. Między innemi rzeczami słyszał, jak tancmistrz Baps zbliżył się do posła i spytał go, jak Tutsa: