Pan Barnet nasrożył się, rozindyczył i zbliżając się do swej małżonki, oświadczył, że jegomość, z którym rozmawiał — naj-bez-wstydniej-szy zuchwalec w swoim rodzaju. Paweł nie mógł zmiarkować, dla czego pan Barnet tak szybko zmienił opinię o panu Bapsie, którego mu przedstawiono jako najlepszego człowieka. W rozmowie z Pawłem ledi Skettls domyślała się, że bardzo lubi muzykę.
— Lubię, miledi, a jeżeli i pani lubi, radzę posłuchać, jak śpiewa Florcia.
Ledi natychmiast dodała, że ginie z niecierpliwości usłyszenia śpiewu panny Dombi, a kiedy Florcia drożyła się, Paweł ją zawołał i rzekł:
— Florciu, bądź łaskawa dla mnie, kochanko, zaśpiewaj.
Wtedy podeszła do fortepianu i śpiewała. Goście rozstąpili się, aby nie zakryć siostry przed wzrokiem Dombi. I widział, że siostra — dobra, miła, piękna siostra — stała się przedmiotem uwagi całego zebrania, słyszał głos jej czarujący i słodki, rozlegający się śród ciszy lśniącej sali dźwięczną melodyą miłości i nadziei: odwrócił twarzyczkę i zalał się łzami, nie, żeby melodya była smutna, lecz dla tego, że „ona dla mnie najukochańsza“ — jak od powiadał na trwożne zapytania gości.
Wszystkim podobała się Florcia, bo i jak miała się nie podobać? Ze wszystkich stron dobiegały go pochwały dla „siostrzyczki małego
Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/296
Ta strona została przepisana.