Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/301

Ta strona została przepisana.

wiązywało do posłuchu, tak przynajmniej myślał Walter, choć równocześnie zaczynał wątpić, czy mu się kiedykolwiek uda zwrócić na siebie łaskawe oko dumnego kupca, który chwilami, Bóg raczy wiedzieć za co, traktował go surowo.
— No — myślał Walter — trzeba się nareszcie rozprawić z wujem Salomonem. Ale że nie był pewny swego spokoju, gdy na pomarszczonem obliczu wuja ujrzy wyraz rozpaczy, zdecydował się wezwać na pomoc kapitana Kuttla i w najbliższą niedzielę udał się po śniadaniu na plac Okrętowy do jego domu.
Po drodze nie bez zadowolenia przypomniał sobie, że Mac Stringer co niedzielę udaje się do odległej kaplicy na kazanie wielebnego Melchizedeka Goulera. Biegł więc co prędzej, aby zastać kapitana, zobaczył też przybywszy z radością szeroką granatową kamizelę i surdut, wiszące przed otwarłem oknem mieszkania. Zastukał tedy młotkiem we furtę energicznie.
— To nie do mnie — ozwał się głos kapitana. — Pewnie ktoś przyszedł do Mac Stringer.
Walter zastukał powtórnie.
— A zatem do mnie. Komu trzeba kapitana Kuttla?
I wślad zatem wysunęła się z okna postać Kuttla w czystej koszuli i szelkach, w świą-