Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/33

Ta strona została przepisana.

— Dobra, usłużna, droga pani — pochlebiała jej pani Luiza.
— Zaraz, zaraz, jeszcze nie wszystko ciągnęła panna Toks. — Gdym weszła do domu, — jaki czysty pokój, moja droga, mogłabyś na podłodze jeść obiad — cała rodzina siedziała za stołem; a że żadna rekomendacya nie da się porównać z tem, co oczy własne widzą, postanowiłam ich przywieźć ze sobą, aby przedstawić panu Dombi. Oto dżentlemen mówiła, wskazując grubego mężczyznę — ojciec rodziny. Proszę pana pofatygować się bliżej.
Rozrosły mężczyzna niezgrabnie postąpił i wyszczerzył w uśmiechu mocne zęby.
— A to jego żona — objaśniała panna Toks, zwracając się do młodej kobiety z dziecięciem. — Jak zdrowie pani, Polli?
— Dziękuję, chwała Bogu, doskonałe — odpowiedziała zagadnięta.
Panna Toks traktowała ich jak starych znajomych.
— Cieszy mię to! — A ta oto druga młoda kobieta — niezamężna siostra tamtej; mieszka razem i dozoruje dziatwę. Nazywa się Dżemima. Jak się masz, Dżemimo.
— Dobrze, dziękuję pani, odrzekła Dżemima.
— No to dzięki Bogu bardzom rada. Mam nadzieję, że zawsze będzie dobrze.
Pięcioro dzieci. Najmłodsze sześciotygodniowe. Ten śliczny chłopczyk z pryszczykiem na