Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/41

Ta strona została przepisana.

pieczołowitości, zaufania i tkliwej przyjaźni — wszystko to przenieść na rodzone dziecię, które może przez ten czas wyrośnie dla mnie obojętne i obce.
Zresztą niepokoje te i obawy wkrótce minęły. Niemniej przeto postanowił sobie pan Dombi czujnie śledzić mamkę, nie dając jej tego do poznania. Zrobiło mu się lżej na sercu i był teraz rad z tego, że zastrzegł sobie, iżby nie nastąpiło zbyt wielkie zbliżenie między mamką a synem.
Umowę pani Czykk z Ryczards przy pomocy panny Toks zawarła i mamka ceremonialnie niby zaszczytną odznakę otrzymała małego Dombi, oddawszy równocześnie śród łez i uściśnień własnego chłopca Dżemimie. Podano wino, aby się rozpogodzili smutni goście.
— Pozwoli pan kieliszek wina? — pytała panna Toks, gdy wszedł Tudl.
— Dziękuję pani — odrzekł palacz — czemu nie? Trzeba pić, gdy proszą.
— Panu przyjemnie zostawić żonę w tak szanownym domu, nieprawdaż?
— Wcale nie, proszę pani, byłoby mi o wiele przyjemniej zawieźć ją do domu.
Polli głośno zaczęła płakać. Pani Czykk instynktem kobiety odczuła, że żal nadmierny stać się może szkodliwym dla małego Dombi i natychmiast zaczęła perswadować.