Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/42

Ta strona została przepisana.

— Niema czego się smucić, moja miła. Synek pani wyrośnie bez biedy i bez niedostatku pod dozorem ciotki Dżemmy, a panią tu czeka spokój i szczęście. Cóż robić? Beztroski niczego niema na świecie; trzeba być mężną. Czy wzięto już miarę na czarne ubranie dla pani Ryczards?
— Wzięto, proszę pani — łkając odpowiedziała Polli.
— Suknia będzie śliczna — ciągnęła pani Czykk — ta sama modniarka i dla mnie szyje. Materyał przedni.
— Będzie pani tak ładnie wyglądała, że mąż nie pozna. Nieprawda, panie?
— Nieprawda — ponuro przeczył Tudl — poznam ją wszędzie w każdej sukni.
Palacz stanowczo nie chciał okazać się uległym.
— Co do pożywienia, pani Ryczards — pocieszała pani Czykk — najlepsze potrawy do pani dyspozycyi. Sama pani będzie układała obiady i cokolwiek ci się zażąda — natychmiast dadzą.
— Niezawodnie! — podtrzymywała przyjaciółkę panna Toks. — Piwa też pić można podług woli. Czy nie tak, Luizo?
— Pewnie, pewnie — dodawała pani Czykk coprędzej. — Tylko z jarzynami trzeba będzie wstrzemięźliwie się obchodzić.
— A może także z wędlinami.