Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/49

Ta strona została przepisana.

— Siądź tutaj — rzekła wzruszona kobieta — opowiem ci bajeczkę.
Z żywą wiarą, że otrzyma na swe pytanie odpowiedź, zdjęła Florcia kapelusz, usiadła na ławce u nóg piastunki i utkwiła w niej oczy.
— Była sobie — opowiadała Ryczards — pewna ledi, bardzo dobra ledi i miała małą córeczkę, a ta córeczka nadzwyczaj ją kochała.
— Bardzo dobra ledi i maleńka córeczka tkliwie ją kochała — powtórzyła Florcia.
— I podobało się Panu Bogu, żeby dobra ledi zasłabła i umarła. Dziecko drgnęło.
— I umarła dobra ledi i nikt jej więcej nie ujrzy. I pochowali dobrą ledi w ziemi, gdzie rosną drzewa..
— W zimnej ziemi! — przemówiła dziewczynka z dreszczem w całem ciele.
— Nie, nie, w ciepłej ziemi, gdzie brzydkie nasionka przekształcają się w prześliczne kwiatki, i w trawkę, i w kłosy i nie wiem już, w co jeszcze, gdzie dobre duszyczki zamieniają się w jasne aniołki i ulatują do nieba! Dziecko, które przed chwilą pochyliło główkę, podniosło ją i uważnie wpatrywało się w mówiącą.
— No, właśnie.... wieczny jej odpoczynek! mówiła Poili, mocno wzruszona badawczym wzrokiem, chęcią pocieszenia dziecka i małą wiarą we własny sukces.
— Otóż skoro już dobra ledi umarła, gdziekolwiekby ją położyli, odeszła ona do Boga!