Po obiedzie Salomon odzyskał humor i spoglądał na chłopca. Gdy już sprzątnięto ze stołu — potrawy przynoszono ze sąsiedniej restauracyi — udał się z chłopcem do piwnicy i poszukawszy w różnych zakątkach, powrócił ze starą, zapleśniałą flaszką, okrytą kurzem i piaskiem.
— Co czynisz, wuju! Wszak to twoja ulubiona madera! Są jej tylko dwie butelki.
Stary Sol kiwnął głową na znak, że wie, co czyni i z uroczystą powagą wyciągnął korek. Potem nalał dwie szklanki i postawił butelkę na stole wraz z trzecią szklanką.
— Drugą butelkę, Walu, wypijemy, gdy już zrobisz karyerę t. z. gdy staniesz się porządnym, szanowanym, szczęśliwym człowiekiem, gdy przewodnia gwiazda nowego dziś przez ciebie zaczętego życia — Boże, wysłuchaj mej prośby — zaprowadzi cię równą, gładką drogą do celu. Błogosławię cię z głębi serca.
Mgła, wciąż zasłaniająca oczy starca, jakgdyby osunęła mu się na gardło; głos stał się drżącym i ręka trzęsła się, gdy trącał się z młodzieńcem. Pokosztował wina i wnet ciężkie brzemię spadło z ramion, a jasny uśmiech zaigrał na wargach.
— Kochany wuju — mówił wzruszony chłopiec, uśmiechając się przez łzy — jestem ci niezmiernie wdzięczny za zaszczyt... i tak dalej i tak dalej. Pozwól i mnie teraz wznieść
Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/70
Ta strona została przepisana.