— Na okręcie wówczas byli dwaj bracia — przerwał młodzieniec żywo i z ogniem. W jednem okrętowem czółnie, po brzegi napchanem ludźmi, wolne było jedno miejsce i żaden z braci nie chciał zeń korzystać, aż starszy wrzucił w czółno młodszego przemocą. Wówczas młodszy zawołał: „Edwardzie! Pomyśl o swej narzeczonej! Jam jeszcze chłopiec i nikt w domu nie czeka na mnie. Zajmuj co prędzej moje miejsce!“. To mówiąc, rzucił się w morze.
Walter pod wpływem opowieści zerwał się z krzesła a jego płonące oczy i silny rumieniec przypomniały Salomonowi to, co mu wyszło z głowy. Zamiast ciągnąć ulubioną gawędę, zakaszlał sucho i rzekł;
— Pomówmy o czem innem, Walterze.
Chodziło o to, że namiętne upodobanie w cudownych i niezwykłych wypadkach, rozwinięte w Salomonie samą naturą jego zajęcia, udzieliło się i kuzynowi. Nadaremnie usiłował nadać inny kierunek jego skłonności. Nie pomogły żadne środki, a przeszkody jeszcze rozpalały namiętność. Tak wszystkie książki i baśnie, jakie piszą się i opowiadają dziatwie, aby ją do ziemi przywiązać, wywierają zgoła inny wpływ i nieodwołalnie porywają ją ku odmętom morza.
Tymczasem zjawiła się nowa osoba. Był to mężczyzna w granatowym płaszczu z czar-
Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/75
Ta strona została przepisana.