Robotnicza krew Tudli stała się pożyteczną małemu dżentlmenowi. Szlachetny syn pana Dombi w oczach rósł i nabierał siły. Panna Toks coraz więcej przywiązywała się do Pawła, a jej ubóstwienie tak działało na pana Dombi, że począł ją cenić, jako niewiastę bogato uposażoną od natury i przy spotkaniu kłaniał się jej ze szczególnym respektem. Przed siostrą przyznał się nawet do swej sympatyi i nieraz powtarzał: Luizo, powiedz pannie Toks, że jestem jej wdzięczny. To niezwykłe uznanie wywierało wielki wpływ na ledi, która umiała je ocenić.
Miss Toks często zapewniała Czykk, że nic nie da się porównać z zapałem jej uczestnictwa w sprawie rozwoju miłego dziecka, a bezstronny widz mógł zauważyć, że czyny jej godziły się ze słowami. Z nieopisaną rozkoszą przyglądała się obiadom młodego dżentlmena, jakby nasycanie go zależało w równej mierze od niej i od mamki. Z takim samym entuzyazmem przypatrywała się ceremoniałowi kąpieli i ubierania, a część lekarska — dozór nad zdrowiem dziecka całkowicie był w jej zarządzie. Raz w przystępie wstydliwości musiała ukryć się za szafą w chwili, gdy pan Dombi wszedł do dziecinnego pokoju zobaczyć, jak syn jego w krótkiej koszulinie przed snem
Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/80
Ta strona została przepisana.
V. Chrzciny Pawła.