Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 1.djvu/87

Ta strona została przepisana.

wyniosłą łaskawość swą i wyższość. Piękne jest okazywanie wyrozumiałości, gdy wypływa ono z czystego serca, wstrętne, gdy jest maską złego i dumnego charakteru! Pani Czykk jeszcze w rozczuleniu tarła suche oczy i kiwała głową, kiedy piastunka ośmieliła się zauważyć, że panna Florcia ocknęła się i siedzi w łóżeczku. W istocie obudziła się, a na rzęsach jej wisiały łzy. Lecz prócz Polli nikt łez tych nie dostrzegł, nikt sierotce nie szepnął ani słówka pociechy, nikt nie słyszał, jak biło się i kołatało to serduszko.
— Nianiu — mówiła dziewczynka — pójdę do braciszka, pozwól mi położyć się koło niego.
— Dla czego, duszko?
— Zdaje mi się, że on mnie lubi. Puść mnie do niego, proszę cię, nianiu!
Pani Czykk zwróciła się do dziewczynki z macierzyńskiemi przestrogami, jak to wstyd dobremu dziecku kaprysić, lecz Florcia, nie odrywając przelęknionych oczu od mamki, nalegała z płaczem, żeby ją puszczono do brata.
— Nie obudzę go. Położę tylko rękę na nim i usnę. Ach, pozwólcie mi być z nim razem. On mnie lubi.
Ryczards, milcząc, wzięła dziecko na ręce przeniosła do łóżeczka brata. Dziewczynka