— Niepodobna, moja miła, niepodobna. Tu ciężka żegluga. Nigdy nie wymiarkujesz, skąd wieje wiatr. Raz leci z rozpiętymi żaglami w jedną stronę, aż tu ni stąd ni zowąd już przed tobą. U niej szatan we łbie, a kiedy się roziskrzy.... tu kapitan obtarł pot na czole i dokończył zdania przeciągiem gwizddnięciem.
W tej chwili Florcia powtórzyła swą prośbę i kapitan gotów był towarzyszyć. Wyszli i dotarli szczęśliwie bez przygody do powozu. Kapitan skoczył na kozioł i dorożka popędziła do portu, gdzie stała Ostrożna Klara, okręt Bensbi, wtłoczony między setkę innych okrętów, których linie zmieszane podobne były do olbrzymiej pajęczyny.
Kapitan pomógł Florci i Zuzannie wysiąść, i prosił, aby się z nim udały na pokład. Powiódł więc Florcię z dumą i ojcowską troskliwością po brudnych pokładach okrętowych do Ostrożnej Klary, dość odległej od brzegu. Kiedy podeszli, okazało się, że wejść trudno, bo drabinę odjęto a od najbliższego statku ze sześć stóp dzieliło.
— Klara — ehoo! zawołał kapitan.
— Ehoo! — odpowiedział majtek z Klary.
— Bensbi na pokładzie?
— Jest.
Majtek rzucił drabinę i wszyscy przeszli na okręt.
Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 2.djvu/130
Ta strona została przepisana.