Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 2.djvu/131

Ta strona została przepisana.

Za chwilę wysunęła się z kajuty ogromna ludzka głowa czerwona i jednooka. Gęste splątane włosy wiły się na głowie jak pakuły. Za głową wysunęła się pełna postać wróżbity Bensbi z rękami w bezdennych kieszeniach.
Głębokomyślny widok tego mędrca zdumiał nawet kapitana, który przemówił:
— Bensbi, przyjacielu, jak idą sprawy?
Surowy, gruby głos odpowiedział:
— Kuttl, przyjacielu, jak idą sprawy?
— Bensbi — ciągnął kapitan — oto stoisz tu, człek mądry i mający zdanie; a oto stoi młoda ledi, która pragnie usłyszeć zdanie mądrego człeka. Rzecz dotyczy Waltera. Pragnie słyszeć i inny mój przyjaciel, bardzo uczony. Bensbi, warto, żeby taki człowiek jak ty, poznajomił się z Salomonen.
Chcesz jechać z nami?
Bensbi nagle wpatrzył się w pokład i spytał:
— Towarzyszu, czego napiłyby się te damy?
Kuttl przeląkł się o Florcię i odprowadziwszy mędrca na bok, szeptał mu wyjaśnienia. Potem zeszli na dół i wychylili po kieliszku dżynu. Wkrótce pajawili się znowu i Kuttl poprowadził Florcię, a Bensbi ofiarował ramię Zuzannie do karety.
Salomon Hils już wrócił do domu i powitał gości u progu, zapraszając do swej małej