Żale te wywołał badawczy wzrok kapitana, groźny i podejrzliwy.
Wziąwszy zwitek, rozłamał pieczęć i czytał:
— Drogi mój kapitanie — to mój testament. Nie otwieraj dokumentu przed upływem roku, albo zanim nadejdzie pewna wieść o mym ukochanym Walterze, który — wiem to z pewnością — miły jest i tobie, drogi przyjacielu. Jeżeli nigdy o mnie nie usłyszysz i nie ujrzysz mnie więcej, pamiętaj o starym druhu, który do deski grobowej nie zapomni o tobie. Wyręcz mię przy sklepie do wyminionego terminu. Długów niema. Pożyczka firmie Dombi i Syn spłacona. Posyłam ci klucze. Zachowaj o wszystkiem milczenie i nie rozpytuj. Niema o czem więcej pisać. Pozostaję wiernym ci przyjacielem*.
Było jeszcze postscriptum.
„Chłopiec, polecony przez firmę, może zostać. Jeżeli nastąpi konieczność sprzedania na licytacyi, zachowaj małego miczmana“.
Kapitan wiele razy odczytywał i obracał list. Następnie postanowił zbadać rzecz na miejscu. Tam obszukał wszystkie kąty od strychu do piwnicy i stwierdził w sypialni, że Hils nie kładł się ubiegłej nocy do łóżka.
— Teraz rozumiem! — zawołał Tudl — dla tego to pan Hils tak często ostatnimi dniami znikał. Po cichu wynosił rzeczy, żeby się nikt nie dowiedział.
Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 2.djvu/148
Ta strona została przepisana.