Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 2.djvu/15

Ta strona została przepisana.

wał sobie z tego sprawy. Gdzie mu tam do tego! On wie zaledwie, że obiad zaczęty stoi i stygnie. A tymczasem sprawa jasna jak słońce. Walter był postacią działającą w żałosnej scenie, którą odmalował z tak poetycznym efektem. Przypomniano go, nazwano po imieniu, polecono osobliwym staraniom — czyż można wątpić, że teraz pan Dombi zajmie się nim, jak własnem dzieckiem? Wnioski te mogły wpłynąć bardzo kojąco na uczonego mistrza żeglarskich instrumentów.
Dla tego kapitan zmiarkował, że teraz najwłaściwiej przystąpić do kwestyi wschodnioindyjskiej, która z tego punktu widzenia wydawała się wprost błogosławieństwem niebios. „Gdybym się był widział z kapitanem — mówił wymarzony przez poczciwego Kuttla pan Dombi — natychmiast wyłożyłbym na rękę naszemu malcowi setkę tysięcy funtów sterlingów gotówką i byłbym pewny, że pieniążki tę wrócą do moich kas z ogromnym procentem.“
Wieść ta niespodziana zrazu jak gromem raziła Salomona Hilsa; lecz kapitan roztoczył przed nim tak świetną perspektywę, że u biednego starca zakręciło się w głowie. Dalej kapitan bardzo zręcznie sprowadził rzecz na ostatnie wypadki, a Walter ze swej strony, udając radość, zbudował takie mnóstwo zamków na lodzie, opisując swój tryumfalny powrót do Londynu po świetnych przygodach zdala od