Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 2.djvu/162

Ta strona została przepisana.

Czy w istocie myśli o mej córce? Radzisz mi pan o tem na seryo z nim pomówić? Co mam czynić? Mówże, majorze, na miłość Boską!
— Czy ma go pani ożenić z panią Grendżer? Tak trzeba sformułować pytanie — nieprawdaż?
— O, człowieku okrutny! I jakże go ożenimy?
— Pytam, czy mamy go ożenić z Edytą Grendżer? Pan Dombi świetna zdobycz, nieprawdaż?
— O, przedajny człowieku! Z błotem mieszasz najświętsze uczucia niewinnego serca!
— Dombi, powtarzam, świetna zdobycz i niema potrzeby go łapać. Skrępowany już za ręce i nogi. Mówi to Józef Bagstok, a on wie, co mówi. Starowina Józio pilnuje zasadzki czujnie. Niech Dombi wije się, jak chce: sieć mocna i nie wyrwie się z pęt. A pani może być spokojna i we wszystkiem polegać na mnie. Czyńcie tak, jak dotąd. Niczego więcej nie trzeba.
— Tak pan sądzisz, drogi majorze?
— Tak sądziłem i tak będę sądził. Niezrównana Kleopatra i uniżony sługa nagadają się o tym tryumfie w bogatym i wspaniałym pałacu przyszłej pani Dombi. To rzecz ułożona. A wie pani co? Przyjechał do Lemingtonu główny dyrektor, prawa ręka pana Dombi?
— Dzisiaj rano?