Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 2.djvu/170

Ta strona została przepisana.

Nic nie chcesz dać? Ani grosika za swój, los. Posłuchaj, pyszna pani — wiele dasz abym ci nie wróżyła twego przeznaczenia? Daj cokolwiek, albo ci wywołam całą przyszłość...
W tej chwili pan Karker stanął koło ślicznej damy, ukłonił się i kazał milczeć starej. Pani podziękowała i poszła w swoją drogę.
— A więc ty mi daj cokolwiek, zwinny młodzieńcze, bo będę za nią wołała. Albo posłuchaj, daj mi grosz, to wywróżę tobie los twój.
— Mnie? Cóż mi powiesz?
— Wiem wszystko.
— Mów, kto ta dama? — rzucił jej szylinga.
Czkając jak wiedźma, gotująca się do wyjazdu na Łysą górę, baba podjęła szylinga i usiadłszy koło drzewa, dobyła z kapelusza krótkiej czarnej fajeczki i zaczęła palić, wlepiając opuchnięte źrenice w Karkera.
— Słuchajże, młodzieńcze. Syn umarł, córka żyje. Jedna żona zmarła, druga się rai. Idź, zapoznaj się z nią.
Karker mimowoli obejrzał się i stanął. Baba ssała cybuch chciwie, jakby miała z fajki wypędzić czarta, który jej służył.
— Co tam mruczysz, stara czarownico?
Zły na siebie i na babę — poszedł do domu.