Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 2.djvu/171

Ta strona została przepisana.

Przygotowania do paradnego śniadania już ukończono. Pan Dombi i major zasiedli w jadalni w oczekiwaniu dam. Pan Karker złączył się z nimi.
Apetyt u pana Dombi górował nad uczuciem, lecz major niecierpliwił się wyraźnie. Nareszcie murzyn szeroko rozwarł drzwi i do pokoju wpłynęła kwitnąca acz niemłoda ledi, strojna przepychem modnej piękności wielkiego świata.
— Drogi panie Dombi, obawiam się, żeśmy się spóźniły. Edyta wychodziła dziś, aby dokończyć jednego rysunku i musiałam na nią czekać. Witaj, majorze, jak zdrowie pańskie, obłudne stworzenie?
— Pani Skiuten, pozwoli pani, że przedstawię jej mego przyjaciela, Karkera.
— Z góry oświadczam, że jestem zachwycona pańskim przyjacielem. Ale gdzież Edyta? Ach, ona poleca, aby Witers oprawił w ramki jej rysunki. Drogi panie Dombi, bądź pan łaskaw....
Pan Dombi już poszedł szukać Edyty. Za chwilę wrócił pod rękę z piękną panią, w której Karker poznał nieznajomą z przechadzki.
— Karkerze — zaczął pan Dombi i utknął, widząc, że młodzi już się znają.
— Ten dżentlmen — rzekła Edyta — niedawno uwolnił mię od jakiejś dokuczliwej nędzarki. Bardzo mu byłam wdzięczna.