Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 2.djvu/19

Ta strona została przepisana.

Percz odpowiedział, że jest, lecz zajęty i wszyscy urzędnicy tak zajęci, że ani chwili nie mają na gawędę.
— Uważajno, mój miły. Nazywam się kapitan Kuttl. Masz natychmiast oznajmić kapitana Kuttla, a ja zaczekam. Rozumiesz?
Z temi słowy kapitan rozsiadł się na czerwonej ławce Percza, wydobył z glansowanego kapelusza, ujętego w kleszcze kolan, chustkę i wycierał czoło i głowę, aby nadać sobie wygląd świeży i czerstwy. Potem rozczesał kikutem włosy i rozpoczął przegląd pisarzy. Ten spokój kapitana i jego niezbadana tajemniczość poskutkowały.
— Jak godność pańska?
— Kapitan Kuttl.
— Niechże będzie. Pójdę i oznajmię pana. Może na szczęście pańskie — on niezajęty.
— Powiedz, że kapitan zajmie mu tylko minutę czasu, nie więcej.
Za chwilę Percz wrócił i rzekł:
— Pan kapitan raczy się pofatygować do gabinetu pana Karkera. Starszy prokurent z miną wyniosłą stał w swym pokoju na dywanie obok kominka nieogrzanego, zasłoniętego arkuszem papieru od cukru. Obrzucił kapitana wzrokiem niezachęcającym.
— Pan Karker?
— Zdaje się, że ten sam — rzekł pokazując wszystkie swe zęby.