Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 2.djvu/191

Ta strona została przepisana.

Florcia w największem zdumieniu wyszła z karety i nawet dziwiła się, czy to istotnie dom ojca. We drzwiach stał Taulinson.
— Nic się nie stało Taulinsonie?
— Nie, panienko.
— W domu, zdaje się, duże naprawy?
— Tak panienko, duże zmiany.
Florcia niby senna przeszła i podążyła na górę. Jasne światło wdzierało się do paradnych sal i wszędzie pod ścianami stały drabinki a na nich ludzie. Portret matki zdjęto, meble wyniesiono, a na ścianie widniał napis: Sala zielono-złota. Pokoju Florci jeszcze nie tknęli. W jej sypialni za oknem widać było na rusztowaniu robotnika z fajką w zębach i obwiązaną głową.
Wtem wpadła Zuzanna Nipper.
— Ojciec u siebie, panno Florciu i pragnie widzieć się z panienką.
Florcia niezwłocznie pobiegła na dół. Myślała po drodze, czy zdobędzie się na odwagę ucałowania ojca? Serce, spragnione miłości, dało twierdzącą odpowiedź. Ojciec mógł słyszeć bicie tego serca. Jeszcze minuta i rzuci się w jego objęcia, lecz...
Pan Dombi nie był sam. Były z nim dwie damy i Florcia stanęła. W tej chwili z hałasem wdarł się do pokoju kosmaty przyjaciel Dyogenes, który po wstępnych radosnych skokach położył swe łapy i pysk na piersi gościa.