Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 2.djvu/193

Ta strona została przepisana.

jej główką, całowała zapłakane oczy, ale nic nie mówiła.
— Chodźmy obejrzeć pokoje. Trzeba zobaczyć, jak postępuje robota.
I poszli. Tylko Edyta nie ruszyła się. Wkrótce dał się słyszeć głos pana Dombi.
— Trzeba zapytać o zdanie Edyty. A gdzież ona?
— Edyto, wołała pani Skiuten, gdzieżeś ty, moja droga?
— Piękna pani uwolniła się z objęć Florci i spiesznie podążyła za nimi. Florcia pozostała — szczęśliwa, smutna, we łzach, nie pojmując, co się z nią dzieje. Wkrótce atoli wróciła jej nowa matka.
— Florentyno — rzekła — spodziewam się, że nie będziesz mnie nienawidziła?
— Ja, nienawidzieć ciebie, mamo!
— Myśl o mnie dobrze i wierz, że pragnę twego szczęścia. Ja cię będę kochała, Florentyno, zapewniam cię. Bądź zdrowa. Wkrótce się zobaczymy. Nie stój tu.
Wszystko to wyrzekła prędko, lecz stanowczo. Jeszcze raz ucałowała wzruszoną dziewczynkę i opuściła pokój, aby się złączyć z panem Dombi.
Teraz więc Florcia znajdzie drogę do serca ojca i pod kierunkiem nowej mateczki jej gorące marzenia spełnią się. We śnie zjawiła się jej pierwsza matka ze słodkim