Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 2.djvu/203

Ta strona została przepisana.

dziemy na kilka tygodni, a ty — życzę sobie tego — abyś wróciła do domu. Gdyby kto cię zapraszał w gościnę na dni kilka, nie słuchaj i wracaj do domu. Lepiej być samą, aniżeli... tj. chcę powiedzieć, że lepiej ci będzie w domu, niż gdziekolwiek indziej.
— Pozostanę w domu, mateczko, od waszego wyjazdu.
— Właśnie. Pamiętaj o swej obietnicy. Teraz zaś jedźmy. Wrócę do sali i tam zaczekam na ciebie.
Zwolna i spokojnie przyszła pani stąpała, najmniejszej nie zwracając uwagi na zbytek i wspaniałość, widoczne już wszędzie. Była to znowu ta sama dumna piękność, pełna pogardy na ustach i w sercu, uzbrojona gniewem na siebie i swe otoczenie.
Czyżby ją poskromiła otwartość i serdeczność Florci? Czyż cała ta pycha gaśnie od jednego spojrzenia sieroty bezbronnej? O, tak, tak. Spójrzcie na nie w tej chwili. Objąwszy się, siedzą w karecie i Florcia z nadzieją i miłością główkę ułożyła na jej piersi. Niech kto teraz poważy się ukrzywdzić sierotkę. Dumna Edyta tysiąc razy zginie, jeśliby życiem trzeba było okupić szczęście dziecka.
Zgiń, Edyto! Lepiej i pożyteczniej ci zginąć w tej chwili, niż żyć długo, długo.
Pani Skiuten witała uprzejmie córkę i Florcię.