Dlaczego? Czy dywany i poduszki zbyt miękkie, tak że siadać trzeba na nich jakgdyby ukradkiem? Czy ryciny i obrazy obliczone są tylko na podnietę zmysłową? Czy księgi w złoconych oprawach należą do dzieł tej samej kategoryi, co i ryciny? Czy pozorne wrażenie wygody i dostatku niweczy się przez udawanie skromności i pokory tak samo obłudnej, jak oblicze zbyt wiernego portretu na ścianie lub jego modelu, który oto śniada w wygodnym fotelu?
Pan Karker śniada. Papuga w lśniącej klatce rwie się, dziubie druty, wstrząsa domkiem i wrzeszczy; pan Karker uważnie i z uśmiechem wpatruje się w obraz na przeciwległej ścianie.
— Niezwykłe przypadkowe podobieństwo!
Cóż to? Junona? Żona Putyfara? Jakaś nimfa? To postać niezwykle pięknej kobiety. Odwraca się, lecz twarz spogląda na widza z wyniosłością. Dziwnie podobna do Edyty!
Karker uśmiecha się i czyni ruch... groźby? nie, lecz podobny. A może to gest własnego tryumfu? Prawie tak. A może śle zuchwalec pocałunek? Nie, a zresztą może i tak.
Drugi dom leży na przeciwnej stronie Londynu. Domek ubogi, ciasny, skąpo zaopatrzony w meble, ale czysty i schludny, nawet ma kwiaty w oknach i na grządkach. Wokół potężne kominy zioną dymem we dnie
Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 2.djvu/227
Ta strona została przepisana.