Kupy łachmanów, kości, licha pościel, czarne ściany, parę ław — to cała jej chudoba.
Gdyby Florcia jakimś trafem znalazła się w tem legowisku, bez trudności odgadłaby w postaci dobrą babcię Braun. Deszcz przeciekał do wnętrza coraz więcej. Baba zaczęła się wsłuchiwać. Czyjaś dłoń szukała klamki i w izbie dało się słyszeć stąpanie.
— Kto tam?
— Dobry człowiek z dobrą wieścią.
— Z dobrą wieścią? Skąd?
— Z obcych krain.
— Z za morza?
— Tak, z za morza.
Stara podgarnęła węgle i zbliżyła się do postaci, stojącej na środku izdebki. Szybko dotknąwszy rękami przemokłej sukni i zwróciwszy ją ku ognisku, baba wydała jęk, okazujący zawiedzioną nadzieję.
— Co ci jest?
— Uu! Uu! — zawodziła starucha.
— Cóż ci się stało?
— Och, och! Niema mej dziewczyny — jęczała — gdzie moja Alicya? Gdzie moja złota córka? Oni ją zadusili!
— Nie zadusili, jeżeli nazywasz się Marwud.
— Widziałaś moją dziewczynę? Widziałaś moją ślicznotę? Nie masz od niej listu?
Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 2.djvu/239
Ta strona została przepisana.