Niema już ciemnej plamy na modnej ulicy Londynu. Dumnie piętrzy się pałac pana Dombi i z góry patrzy na przeciwległe domy, z których żaden nie waży się z nim współzawodniczyć w ogromie i pysznym blasku. Wieczór. Jasno płoną światła w oknach; czerwony odblask ognia w kominkach odbija się na firankach i miękkich dywanach. Bufet ugina się pod ciężarem sreber; stół wspaniale nakryty na cztery osoby. Odnowiony pałac poraz pierwszy przybrał odświętny wygląd. Oczekuje lada chwila powrotu z Paryża szczęśliwej pary.
Wszystkie serca pełne radości i uroczystego wyczekiwania. Florcia gotowa na spotkanie ojca i swej nowej matki. Radość czy smutek panuje w jej sercu — sama nie wie; lecz policzki jej rumieńcem kwitną i oczy niezwykle jaśnieją.
W pokojach służby szepcą po cichu: jakże piękna dziś panienka, jak wyrosła, jak wyładniała — biedaczka! Taulinson korzysta z okazyi nastroju serc niewieścich na ton smętny.
— Czem to skończy się tu ta cała historya — zobaczymy.
— Jak też to wszystko się plecie na tym bożym świecie — mówi kucharka. — A co do
Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 2.djvu/253
Ta strona została przepisana.
XXXIV. Szczęśliwa para.