Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 2.djvu/275

Ta strona została przepisana.

— No, to — mam nadzieję — usłyszysz, Proszę, żeby mi tu i ślad twój nie został!
— Zatem mnie pan wypędza. Dobrze, odchodzę. Może przynajmniej pensyi mi pan nie zatrzyma.
Kapitan wydobył natychmiast z szafy blaszankę, odliczył i wysypał przed oczami Tudla należytość. Rob zebrał srebrne pieniądze, pobiegł na strych, związał swe rzeczy, pokładł do worka gołębie i z wielkim węzłem na plecach — umknął.
Kapitan pozostał sam i zajął się znowu gazetą.
Gdy rok się skończył, kapitan rozmyślał o odpieczętowaniu listu Hilsa. Trzeba było postarać się o świadka. Z radością też dowiedział się pewnego poranku o powrocie do portu kapitana Jana Bensbi, komendanta Ostrożnej Klary. Wysłał doń pocztą list z prośbą, aby go nawiedził. Kapitan Bensbi miał przyjść z wieczora.
Kuttl przygotował fajki, rum, wodę i oczekiwał gościa. O ósmej godzinie stawił się oczekiwany.
— Bensbi — rzekł kapitan po szklance grogu i fajce — proszę cię o pomoc.
Tu opowiedział całą znaną przygodę ze starym Solem i położył na stół zapieczętowany pakiet.
Nastąpiła długa pauza. Bensbi kiwnął głową.