Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 2.djvu/283

Ta strona została przepisana.

Edyta nagle przeistoczyła się. Twarz jej i szyja okryły się takim rumieńcem, jak gdyby padł na nie odblask posępnego zachodu słońca.
Zauważył tę zmianę, lecz wyjaśnił ją sobie ku swemu zadowoleniu.
— Karker był tak łaskaw, że najął już w Brajton mieszkanie. Po waszym powrocie do Londynu zajmę się porządkiem w mym domu Tymczasem zaś najmę wam w Brajton szanowną panią Pipczyn, która już była mi raz pomocną.
— I jeszcze jedna uwaga. Zdawało mi się, że wzmianka o Karkerze dziwne wrażenie sprawiła na pani. Raz już wyraziłaś mi pani swe niezadowolenie, kiedym wobec tego urzędnika uczynił jej uwagę o chłodnem przyjęciu mych gości. Wypadnie pani przezwyciężyć podobne uczucia i naprzód przygotować się do takich scen, bo one się zapewne powtórzą. Karker cieszy się całem mojem zaufaniem i myślę, że pani raczysz go takiemże obdarzyć.
Tu pan Dombi spojrzał na małżonkę i stanowczo przekonał się, że poddał ją swej władzy. Milczał przez chwilę, rozkoszując się swym tryumfem. Pycha jego przez tę chwilę spotężniała, kończył więc tonem stanowczym i despotycznym:
— Zapewne oszczędzisz mi pani konieczności posyłania do niej Karkera z naganami i upomnieniami co do jej sprawowania się. Wszelkie drobne kłótnie nie godzą się z mojem