Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 2.djvu/62

Ta strona została przepisana.

I wyciągnęła ku niemu obie ręce. Walter je ujął i dotknął ustami zalanego łzami policzka, a Florcia nie broniła, nie zapłoniła się, lecz spokojna i czysta z niezmierzoną ufnością patrzyła mu w oczy. W tej uroczystej chwili wszelki cień niewiary czy żądzy znikł z duszy Waltera. Uważałby się za nikczemnika, gdyby w głowie jego obudziły się myśli i nadzieje, dalekie od jej duszy.
W tej chwili Zuzanna Nipper wysłała głębokie westchnienie ku oknu w suficie i zwróciła się z niespodzianem zapytaniem: kto życzy sobie śmietanki a kto cukru? Potem, otrzymawszy na te ważne zagadnienia odpowiedzi, zaczęła nalewać herbatę. Małe towarzystwo siadło dookoła stołu i zaczęło się raczyć pod kierownictwem tej młodej ledi.
Pół godziny przedtem Walter za nic w świecie nie pozwoliłby sobie na poufałe obejście się z Florcią i nazywanie jej po imieniu. Czuł się szczęśliwym w jej obecności, tymczasem przed kilku minutami byłby wołał, gdyby nie przyszła. Teraz swobodnie wpatrywał się w jej twarzyczkę, wyobrażał sobie pełnię krasy jej, gdy wyrośnie, myślał, jak szczęśliwy będzie ten, który posiądzie jej serce. Potem z dumą myślał o własnej roli w tem sercu i postanawiał stać się godnym tego.
Może nad rękami Zuzanny Nipper, nalewającej herbatę. unosił się jakiś czar, roztacza-