Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 2.djvu/65

Ta strona została przepisana.

— Mogę wrócić już starcem i widzieć panią staruszką. Zresztą mam lepsze nadzieje.
— Tatuś może... może z czasem zmieni swoje zamiary i stanie się szczerszym ze mną. Wtedy mu powiem, że chcę pana widzieć i będę go błagała, aby pana powołał dla mnie.
Niepewne dźwięki głosu jej dały Walterowi możność zrozumieć jej stosunek do ojca.
Podeszli ku karecie i młody człowiek chciał się usunąć, gdyż poczuł teraz dopiero gorycz rozstania. Florcia, siadając do karety, wzięła go za rękę, w której znalazł się jakiś pakiecik.
— Walterze — rzekła głosem wzruszonym — ja podobnie jak pan mam lepsze nadzieje; chciałabym wierzyć, że się spełnią. Będę się modliła za pana i za siebie. Ten mały podarunek przygotowałam niegdyś dla Pawełka. Niech go pan odemnie przyjmie z mojem przywiązaniem i niech pan nie otwiera aż na okręcie. Teraz żegnaj mi, drogi Walterze. Niech cię Bóg ma w swej opiece. Nie zapominaj o mnie, nie zapominaj o swej siostrze, która ciągle o tobie myśleć będzie. Bądź zdrów, drogi Walterze, bądź zdrów!
Był rad, że Zuzanna Nipper zasłoniła go w tej ostatniej chwili, bo siostra przechowałaby smutne wspomnienie o swym bracie. Był rad, że nie wyglądała z karety, tylko kiwała rączką, dopóki mógł ją widzieć.