Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 2.djvu/84

Ta strona została przepisana.

syn, na którym skupiły się wszystkie serca nadzieje?
Takie to były myśli i uczucia, obudzone w potwornym ojcu wspomnieniem prześlicznej i dobrej jego córki. Jej cierpliwość, dobroć, młodość, miłość, poświęcenie — były okruszynami na stosie nienawiści i pogardy. Obraz jej unosił się w jakiejś mgle złowieszczej i zgęszczał okromny mrok, zalegający duszę. Nieraz w czasie podróży myślał, jakąby przegrodę wznieść między sobą a Florcią. Ta myśl ciężkiem brzemieniem gniotła mu duszę.
Major zaś przez całą drogę sapał nie gorzej od parowozu. Dopiero gdy przyjechali, obudził towarzysza z zadumy wieścią, że pocztowa kareta gotowa.
— Dombi — rzekł — przestań się pan zamyślać: bo to złe przyzwyczajenie. Pan jesteś wielki człowiek i nie powinieneś poddawać się czczym marzeniom. Bierz ze mnie wzór a będziesz jak granit twardy.
Pan Dombi czuł potrzebę ustąpienia przyjaznej radzie dżentlmena, umiejącego we wszystkiem zachować równowagę duszy, jako dostojeństwo wysokiej kultury. Wypoczęte konie biegły kłusem po gładkiej drodze, major zaczął opowiadać zajmujące anegdoty i pan Dombi słuchał i słuchał bez końca.
Po przyjeździe do Lemingtonu podróżni stanęli w hotelu królewskim, gdzie major za-