Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 2.djvu/97

Ta strona została przepisana.

— Ma pani dużo środków przeciwko nudzie.
— Znasz je pan teraz wszystkie; więcej nie mam.
— Wyborne środki. Mogę im się przyjrzeć?
To mówiąc, zbliżył się pan Dombi do harfy i położył przed sobą jeden z rysunków.
— Bardzo proszę — rzekła Edyta i wyszła skromnie z pokoju.
Tymczasem major przysunął maleńki stolik do Kleopatry i zaczął z nią grać w pikietę. Pan Dombi czekał powrotu Edyty, dziwiąc się, dla czego wyszła.
— Chcesz pan posłuchać muzyki, panie Dombi?
— Pani Grendżer była tak dobra, że obiecała mi sprawić tę rozkosz.
— O, bardzo dobrze. Pan wychodzisz, majorze.
— Nie, jeszcześ pani nie zabiła.
— Więc bardzo pan lubisz muzykę, panie Dombi?
— Zachwycam się nią.
— Natura tedy obdarzyła pana nad miarę estetycznem czuciem. O, jak wiele tajemnic ma natura! Gdybym miała przerwać swe istnienie na ziemi, to jedynie dla tego, żeby posiąść zagadki, okryte wobec nas mrokiem wieczności. Pan wychodzisz, majorze.
Major rzucił kartę. Pan Dombi zaczął się niepokoić, czemu tak długo nie wraca piękna ledi.