Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 2.djvu/98

Ta strona została przepisana.

Nareszcie przyszła, siadła przy harfie i pan Dombi gotów był słuchać. Nie rozumiał muzyki i nie wiedział, co grała; ale dźwięki przypominały mu jakąś dawno zapomnianą melodyę, słodzącą ostatnie dni syna w walce z przedśmiertnym bólem.
Bystre oko Kleopatry śledziło milczącego słuchacza, stojącego obok czarującej artystki.
Skończywszy grać, wstała, zlekka podziękowała za komplementy panu Dombi i bez najmniejszej przerwy siadła do fortepianu.
Edyto Grendżer! Jaką chcesz, byle nie tę, na miłość Boską, nie tę!
Edyto Grendżer, jesteś piękna, głos twój wspaniały, gra świetna, ale nie tę pieśń, jaką córka odtrącona śpiewała konającemu bratu.
Lecz pan Dombi nie pozna tej molodyi, a choćby i poznał, jakiż śpiew córki mógłby wzruszyć zgrubiałe serce potwornego ojca!
Spij, samotna Florciu, śpij — i niech cię ukoją jasne sny! Widnokrąg się chmurzy, obłoki gęstnieją, gromadzą się — i burza wisi nad twą główką. —


XXII. Jak pan Karker rządzi.

Dyrektor Karker siedzi za dużym stołem, pełnym papierów, przyzwoity i sztywny jak zwykle, otwiera listy, czyta, notuje uwagi i wy-