Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 3.djvu/101

Ta strona została przepisana.

a oczy jego mgła powlekła, dopóki słuchał.
— Nie, Walterze, nie mogę zapomnieć. Nie chcę zapomnieć za żadne skarby świata. Pan — Walterze, miły Walterze.., jesteś bardzo ubogi?
— Jam nie więcej, jak podróżnik, który ma przed sobą olbrzymie przestworza morskie. To moje obecne przeznaczenie.
— Prędko odjeżdżasz, Walterze?
— Bardzo prędko.
Przez chwilę siedziała cicho, wnet nieśmiało ujęła drżącą jego dłoń.
— Jeżeli mię weźmiesz za żonę, Walterze, pojadę na kraj świata bez żalu i obawy. Nie mam ci kogo poświęcać, nie mam kogo opuszczać. Całą miłość i całe życie poświęcę tobie i w ostatniem tchnieniu przekażę imię twe Bogu, jeśli czuć będę i pamięć mnie nie zawiedzie.
On ją do serca przytulił, ustami dotknął ust jej i oto już nie odtrącona, płakała długo, słodko na piersi swego miłego.
Kapitan siedział do nocy w saloniku. Siadł na krześle, na którem przed nim siedział Walter i spoglądał przez okno, aż zwolna blask dnia zaczął przygasać i gwiazdy zaiskrzyły się na niebie. Zapalił świecę, nałożył fajkę, potem drugą i dziwił się, co tam się dzieje na górze