Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 3.djvu/130

Ta strona została przepisana.

Gdyby nie to, niktby z nas o połowę tak często się nie dziwił.
To mówiąc, powitał z szacunkiem Henrykę, zdjął rękawiczki i rzucił je w kapelusz na stole.
— Nawyknienie wszystkiem kieruje. Jedni przez nie utwierdzają się w swej szatańskiej dumie, inni w podłości; a większość obojętnie przygląda się światu i jego cudom. Przykładem ja sam. Przez długie lata brałem skromny udział w kierowaniu sprawami domu handlowego i widziałem, jak brat pański, panie Janie, łotr dużej miary... panno Henryko, przepraszam za ten tytuł... rozszerzał sferę wpływu swego, aż biuro i jego właściciel stali się igraszką w jego ręku. Widziałem też, jak pan równocześnie pracowałeś przy swem biurku. Rad byłem, że mnie nikt się nie czepiał. Moje środowe wieczory muzyki mijały, kwartety cieszyły, wiolonczela śpiewała — i wszystko było dobrze.
— Świadkiem jestem — wtrącił Jan — że wszyscy pana lubili i szanowali ponad innych.
— E — daj pan spokój. Mój charakter miękki — w tem rzecz... Przyzwyczajenie rządziło głównym dyrektorem, nastrajało pychę szefa, ja zaś siedziałem sobie cichutko, ciesząc się ciepłym kątem. Szłoby tak i dalej, gdyby nie cienka ściana, dzieląca mój gabinet od gabinetu pierwszego dyrektora.