Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 3.djvu/131

Ta strona została przepisana.

— To dwa sąsiednie pokoje, które zapewne kiedyś tworzyły jeden — wyjaśnił siostrze Jan.
— Gwizdałem, stukałem, bębniłem, przygrywałem sonaty Beethowena, dając znać Karkerowi, że go słyszę. Gdy jakaś ważna tam rozgrywała się scena, uciekałem z pokoju. Tak było w czasie rozmowy, której świadkiem stał się Walter Gey. Ale wówczas to posłyszałem tyle, żem się zaczął zastanawiać nad rolą dwu braci. Dowiedziałem się o siostrze. Dopiero teraz usunąłem skrupuły i zacząłem słuchać. Postanowiłem wkroczyć z pomocą. Ale siostra pańska odrzuciła wmieszanie się w te sprawy obcej ręki. Udało mi się tylko zorganizować utrzymanie stosunków. Tymczasem nastąpiły ważne wypadki innego rodzaju...
— Jakże ja nic nie podejrzewałem tego, a przecież widywałem pana codziennie! Gdyby Henryka mogła była odgadnąć nazwisko...
— Utaiłem nazwisko z dwóch przyczyn. Po pierwsze chwalić się dobrymi zamiarami nie warto. Powtóre spodziewałem się, że może brat się jeszcze ku wam przychyli, a gdyby się wtedy dowiedział o moich stosunkach, toby się stać mogło powodem nowego rozdziału. Chciałem nawet okazać wam usługę za pośrednictwem szefa firmy, ale różne zajścia: śmierć, podróże, małżeństwo i domowa niedola długo czyniły brata jedynym władcą w biurach. By-