Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 3.djvu/132

Ta strona została przepisana.

łoby może lepiej dla nas wszystkich, gdyby pan Dombi zamiast jego postawił na czele pień bezduszny...
Ostatnie słowa wyrwały mu się jakby wbrew woli. Wyciągnął rękę i podając drugą siostrze — mówił:
— Oto wszystko, nawet więcej, niż chciałem. Nastał czas, że mogę wam dopomódz. Późno już i więcej na teraz nie powiem. Wstał i gotował się do wyjścia.
— Idź pan naprzód, panie Janie — ze świecą. Mam parę słów do powiedzenia siostrze.
Gdy Jan usłuchał, Morfin rzekł:
— Chcesz pani cokolwiek dowiedzieć się o człowieku, który jest jej bratem rodzonym?
— Lękam się pytać.
— Patrzysz pani z takim niepokojem, że odgaduję pytanie jej: czy nie wziął pieniędzy? Nieprawdaż?
— Tak.
— Nie wziął.
— O, chwała Bogu! Jakże się cieszę.
— Może się pani nie zdziwi gdy się dowie, że nadużywał zaufania firmy, przedsiębiorąc nieraz takie spekulacye, które miały na widoku własny jego zysk. Nieraz też narażał firmę na straszliwy hazard, skutkiem czego zdarzały się wielkie straty. Przytem wiecznie podniecał u szefa lekkomyślną ambicyę, pod-