Usłyszał gwizdnięcie, drugie, trzecie, ujrzał na obliczu swego wroga, jak uczucie złośliwej zemsty przeistoczyło się w jakiś bolesny strach, uczuł drżenie ziemi, odgadł, o co chodzi, wydał przejmujący krzyk — i oczy ognistego potworu zbiły go z nóg, zmięły, ścisnęły, rozgniotły, poszarpały na części, oblały wrzątkiem, zmełły i z pogardą rozrzuciły podruzgotane kości.
Odzyskawszy przytomność, podróżny nad ranem widział, jak czworo ludzi zbierało na torze martwe szczątki, jak ciężar ten składało na nosze — a inni odpędzali psy, które węszyły coś na drodze i lizały krewT, zmieszaną z piaskiem.
Tuts wyszukał i przywiózł Zuzannę, która pędem pobiegła na górę.
— O, mój gołąbku, panno Florciu! Stać się przedmiotem takiej napaści we własnym domu i obchodzić się bez służącej, sierotko moja! No, teraz nie odejdę za skarby świata. Nie jestem ja jakimś tam mokrym mchem lub miękkim woskiem, ale też serce moje nie krzemienne.
Padła przed Florcią na klęczki i obracała ją na wszystkie strony w ramionach.