oszczędności, jam zresztą nie przekupka. Teraz nie do pieniędzy nam! Niech je tam licho weźmie, byleby panienka była ze mną. Od śmierci mateczki nie rołączyłyśmy się, dzieliłam z panienką radość i smutek, panienka do mnie przywykła. Nie chwalę się, ale panienka bezemnie nie pojedzie, nie powinna i nie może jechać.
— Odjeżdżam daleko, miła Zuzanno, bardzo daleko!
— Tem więcej będę jej potrzebna i gotowa jestem na wszelkie niebezpieczeństwa. Nie jestem tak płochliwa, żeby się lękać długiej podróży.
— Ale jadę z Walterem. Walter ubogi i ja uboga; mój obowiązek w tem, aby się nauczyć jemu być pomocną i sobą się zająć.
— Czy to panience uczyć się innym służyć? Niech mi panienka pozwoli rozmówić się z panem Walterem. Już ja to ułożę, że nie pojedziecie sami.
— Nie mów z Walterem, dopóki ja go nie poproszę.
— A dla czego?
— Bo stając się jego żoną, oddaję mu całe serce i postanawiam żyć z nim i umierać. Gdybyś z nim tak mówiła, jak teraz ze mną, mógłby pomyśleć, że lękam się o swą przyszłość i że ty lękasz się o mnie. Cóż robić, droga Zuzanno? Ja go kocham!
Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 3.djvu/158
Ta strona została przepisana.