Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 3.djvu/166

Ta strona została przepisana.

— Tyś mię o to prosił, Solu Hils!
— Tak, tak, mój przyjacielu! Czyż o tem nie wiesz? Czyżbyś zapomniał? Zewsząd do ciebie pisałem.
Kapitan zdjął glansowany kapelusz, powiesił go na swym kikucie i gapił się, tworząc obraz wcielonego zdumienia.
— Tak jakbyś mnie nie pojmował! — zauważył staruszek.
— Solu Hils — tyś mię odcisnął na sam równik i przedziurawiłeś na wylot. Podziel się z nami opowieścią swych przygód. Czy Edward Kuttl musi stać na mieliźnie?
— W każdym razie wiedziałeś, pocom stąd wyjechał. Otworzyłeś mój pakiet?
— Tak, tak, tak. Rozumie się — otworzyłem.
— I przeczytałeś?
— I przeczytałem. Oto coś pisał: „Drogi mój Nedzie Kuttl! Opuszczając Londyn z powodu podróży do Wschodnich Indyi w nadziei zdobycia wieści o moim drogim krewnym.... Basta! Oto twój drogi krewny, oto nasz Walter...
— Otóż to doskonale. Teraz zastanówmy się. Pierwszy raz pisałem do ciebie z Barbados, i jeżeli pamiętasz, mówiłem w tym liście, że choć jeszcze dwanaście miesięcy nie upłynęło, chętnie cię upoważniam do otwarcia pakietu, w którym wyjaśniam powód wyjazdu. Po raz