Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 3.djvu/169

Ta strona została przepisana.

bro błyszczą w oknach złotników; ogromne domy rzucają na nich cień swój, kiedy obok przechodzą. Lecz przez mrok i przez blaski idą razem, lubując się sobą i na otoczenie nie zwracając uwagi. Skarby ich ukryte w głębi ich serc; nie potrzeba im więc pałaców dla ulokowania duchowych bogactw. Nareszcie zbliżają się do świątyni. Serce żywiej kołacze, jeszcze parę kroków i Florcia drży na progu kościelnym.
Zjawili się wnet wuj Sol, kapitan Kuttl i Tuts.
Odbył się ślubny obrzęd, podpisano akt. W ciemnym kącie świątyni Florcia uściskała Zuzannę i płakała.
Oczy pana Tutsa poczerwieniały i powieki napuchły. Wsyscy skierowali się ku wyjściu. Postanowiono nie wracać ku miczmanowi, lecz od razu wyruszyć w drogę. Powóz czekał koło furty kościelnej.
Kapitan Kuttl i wuj Sol udawali się na okręt, aby pomieścić Dyogenesa i rzucić okiem na bagaże Waltera. Mówią z zachwytem, jak tam Waltera lubią i jak wytwornie urządzona kajuta młodej pani; kapitan powiada, że to jest dziw nad dziwy.
— Istna kajuta admiralska! — woła kapitan.
— Chłopiec mój uratowany i na dobrej drodze — to rzecz główna, dodaje wuj Sol, zacierając ręce.