Zanim kapitan usiadł za stołem — odzywa się:
— Salomonie! Pamiętasz w podziemnych apartamentach stoi u ciebie butelka madery: możeby tak ją dziś wysuszyć za zdrowie Wallera i jego żony.
Mistrz przyrządów żeglarskich zasunął rękę do bocznej kieszeni kaftana i dobył stamtąd list.
— Panu Dombi od Waltera — mówi. — Posłać za trzy tygodnie. Przeczytam.
— „Szanowny Panie. Ożeniłem się z pańską córką. Udała się ze mną w daleką drogę. Przywiązanie bez granic nie może usprawiedliwić moich praw do niej albo do familijnych związków z pańską rodziną. Lecz, Bóg widzi, żywię dla niej właśnie miłość bez granic. Ale dla czego, kochając ją ponad wszystko na ziemi, zdecydowałem się bez zgryzot sumienia — narazić ją na niebezpieczeństwa i przygody swego życia, tego panu nie potrzebuję mówić.
Jesteś pan jej ojcem, wiesz zatem, dla czego.
Nie wiń pan jej; ona pana nigdy nie obwinia. Nie myślę i nie spodziewam się, żebyś mi pan kiedy przebaczył. Ale gdy nadejdzie chwila, kiedy panu miło będzie pomyśleć, że Florentyna ma obok siebie człowieka, który za cel swego życia wziął wymazanie z jej wspomnień głębokich śladów przebytych smutków, to uroczyście zapewniam, że w tej wierze możesz się pan wtedy umocnić.“
Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 3.djvu/170
Ta strona została przepisana.