— O Pawle, moja ukochana. — To naturalne.
O Pawle i o Walterze. I fale morza śpiewają jej pieśń miłości, nie ogarnionej czasem ani miejscem, miłości bezkresnej i wiecznej, która mknie za morza, za chmury ku niewidzialnej ostoi światła i życia.
Morze przypływało i odpływało. Chmury i wiatry zjawiały się i nikły: nieskończona praca czasu oświetlała się słońcem i mętniała od burz. Cały rok przypływy i odpływy działań ludzkich krążyły w określonych orbitach. Cały rok znamienity dom handlowy pod firmą Dombi i Syn walczył na życie i śmierć przeciwko nieprzewidzianym wydarzeniom, niepewnym pogłoskom, bezskutecznym wyliczeniom, nieszczęśliwym przedsiębiorstwom a najbardziej przeciwko upartej ślepocie swego przedstawiciela, który nie chciał ani na krok odstąpić od planów i nie słuchał roztropnych uwag, że statek przezeń podcięty, osłabł i nie wytrzyma groźnej burzy, gotowej mu maszty pokruszyć.
Minął rok i dom handlowy zachwiał się.
Był letni ranek. Do rocznicy ślubu w znanej świątyni brakowało dni kilka. Na giełdzie królewskiej szeptem rozmawiają o jakiemś stra-