Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 3.djvu/174

Ta strona została przepisana.

torach cudzoziemskich, inni przeszli do angielskich domów handlowych, inni ogłaszali w pismach, że szukają posad. W całym wielkim domu pozostał jeden Percz, czyniący drobne posługi głównemu rachmistrzowi, który mu nareszcie obiecał miejsce posługacza w biurze Ubezpieczeń.
Opustoszały obszerne komnaty Dombi i Syna.
Pan Morfin, siwooki kawaler ze srebrnemi nićmi w bokobrodach i na głowie, był może w całym składzie osobowym domu — z wyjątkiem szefa — jedynym człowiekiem, który serdecznie i głęboko zmartwił się nieszczęściem. Wiele lat okazywał panu Dombi szacunek i wierność, ale nigdy nie nakładał maski na swój charakter, nie schlebiał, nie rozdymał głównej namiętności swego pana dla interesu własnego. To też serce jego nie żywiło żądzy osobistej zemsty. Od rana do wieczora rył się w księgach handlowych i zawsze gotów był na pierwsze żądanie wyjaśnić, co wymagało wyjaśnień. Szczędził też wedle możności panu Dombi niemiłych układów i przesiadując w swem biurze od rana do nocy, wracał do swego mieszkania w Islingtonie, aby osłodzić znękaną duszę smętnymi dźwiękami wiolonczeli. Raz przegrał tak cały szereg sonat, gdy jego gospodyni — na szczęście głucha i obojętna na dźwięki — oznajmiła przybycie jakiejś pani.
— Pani w żałobie.