Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 3.djvu/188

Ta strona została przepisana.

baterya blaszanych puszek na podwórzu i korytarzach. Najazd się skończył i ogromny dom pana Dombi stał się ruderą a szczury zeń uciekają.
Pokoje pani Pipczyn i zamknięte komnaty dolnego piętra ocalały od tego spustoszenia.
Przez cały czas zamętu pani Pipczyn przebywała w swym pokoju spokojna — tylko niekiedy schodziła na licytacyę, aby sobie zdobyć tanim kosztem wygodny jaki fotel.
To też teraz, gdy ją odwiedza pani Czykk, zasiada we własnym wygodnym fotelu.
— Jakże mój brat, pani Pipczyn?
— A ja skąd mogę wiedzieć? Nie rozmawia ze mną. Zanoszą mu posiłek do pokoju koło gabinetu i spożywa go samotnie. Czasem wychodzi, ale nie mówi. Niema co mnie o to pytać.
— Cóż to znowu? Jak długo to potrwa? Jeżeli brat nie zrobi wysiłku, co się z niego stanie? Jak pani myśli?
— Co się stanie, to się stanie. Co mnie do tego?
— Brat mój — dziwny człowiek. To swego rodzaju oryginał, jakich niewiele na ziemi. Proszę sobie wyobrazić — ktoby mógł dać wiarę! — Ale to taka historya, że strach mówić...
— Zatem nie mówić, kiedy strach.
— Ale już niech tam, opowiem. Oto gdy się dowiedział o ucieczce córki i jej zamęściu... mój