Strona:PL Karol Dickens - Dombi i syn. T. 3.djvu/192

Ta strona została przepisana.

bólem, rozpaczą, z duszą udręczoną przerażeniem przedśmiertnej udręki!
— Tatusiu, tatusiu! pomów ze mną, ukochany tatusiu! — Znowu słyszy to błaganie i widzi cierpienia pełną twarzyczkę. Oto ona, wzgardzona córka na klęczkach przed nim; włosy rozrzucone, ręce drżą i serce zamiera. Widzi ją i słyszy wyraźnie, jak z piersi jej wyrywa się bolesny, przeciągły, gasnący zwolna krzyk rozpaczy.
Upadł raz na zawsze i żadna moc nie dźwignie go na nogi. Burzliwa noc jego fatalnego upadku nie miała i nie mogła mieć słonecznego świtu; hańbiące piętno rodzinnej sromoty nie mogło być zmazane i nic dzięki niebu nie przywróci do życia zgasłego syna. Rozpacz przed nim i rozpacz za nim. Tymczasem w swojej porze tak łatwo było przeszłość odmienić, tak łatwo zapewnić szczęście sobie i otoczeniu; możeby się uniknęło gorzkiego zatrucia obecnej chwili i ostatnich chwil źle spędzonego życia. Oto o czem myśli pan Dombi! Oto — co go teraz gryzie i szarpie i rozrywa serce!
O, tak! Jakże dobrze pamiętał! Nadeszła godzina — i pan Dombi wie, że sam burzę sprowadził na swą głowę. Nadeszła godzina — i wie, co znaczy być ze wzgardą odepchniętym! Był czas, że sam dobrowolnie wysuszył wszystkie kwiaty miłości w czystem sercu ode-